ŁAŹNIA 1 2001 - Edward Dwurnik MOJE GRZECHY
26.10.01-09.12.01
 
Kurator: Bożena Czubak
 
Wystawa zorganizowana pod hasłem "Moje grzechy" to spojrzenie na twórczość Edwarda Dwurnika z ostatniej dekady. W przeciwieństwie do właśnie zakończonej retrospektywnej wystawy artysty w Zachęcie, pokaz w Łaźni będzie dotyczył ostatnich dziesięciu lat jego twórczości malarskiej. Tym samym będzie to próba spojrzenia nieco odbiegająca od kliszy Dwurnika jako komentatora polskiej powojennej rzeczywistości. W Łaźni będzie można zobaczyć 15 obrazów z cyklu "Wyliczanek", namalowanych w latach 1996 - 1999.

Drugi wątek wystawy to 11 obrazów z serii "Romantycy", cyklu portretów rozpoczętego w 1986 roku i kontynuowanego do dzisiaj. Wielkie osobowości polskiej sztuki i literatury, jak Józef Czapski, Czesław Miłosz, Andrzej Szczypiorski, Wisława Szymborska widziani oczami Edwarda Dwurnika.

Trzecia część wystawy to płótna z serii "Błękitne" (1992-1996). Rozmalowane pejzaże morskie, które były zaskakującą zmianą w twórczości artysty.

Wystawę kończy obraz zapowiadający kolejną zmianę w malarstwie Dwurnika - po raz pierwszy malarz zaprezentuje malarstwo abstrakcyjne, obraz z nowego cyklu "XXV".
Wystawie będzie towarzyszył sześciogodzinny film o artyście pt. " Z kamerą wśród artystów" zrealizowany przez Polę Dwurnik i Pawła Sztwiertnię. Publikacja wydana z okazji wystawy zawiera rysunki artysty i wywiad, w którym mówi m.in. o grzechach malarza i grzechach swojego życia.

W czasie trwania wystawy, w listopadzie będzie miało miejsce spotkanie artysty z publicznością oraz nieodpłatne oprowadzanie po wystawie w wykonaniu Poli Dwurnik, córki artysty, studentki historii sztuki UW. Wystawie towarzyszyć będą również warsztaty malarskie dla zorganizowanych grup dzieci i młodzieży szkolnej zakończone prezentacją prac powstałych w ramach zajęć prowadzonych przez Krzysztofa Gliszczyńskiego.

Wywiad z Edwardem Dwurnikiem przeprowadzony przez Bożenę Czubak

Bożena Czubak.: Namalowałeś 20 obrazów z serii "Wyliczanek", jest obraz z kotami, obraz z psami, czy nigdy nie pomyślałeś o namalowaniu obrazu wyliczającego samochody ?

Edward Dwurnik.: Być może kiedyś namaluję. Ale zauważ, że samochody bardzo często pojawiają się na moich "Podróżach autostopem" (seria obrazów z końca lat 60., przyp.red.).

BC.: Samochody pojawiają się na zdjęciach w Twoich katalogach. W ostatnio wydanym katalogu retrospektywnej wystawy w Zachęcie, na fotografii zamykającej kalendarium oglądamy Twój najnowszy samochód. Porsche Carrera na pierwszym planie a z boku Dwurnik z gwiazdą młodej sceny malarskiej Wilhelmem Sasnalem. To ciekawe zestawienie, samochód i młody malarz, chyba w jakiś sposób zafascynowany samochodam...

ED.: To jest dłuższa historia, u Sasnala samochód jest bardzo obecny, na jego obrazach i zwłaszcza w jego komiksach, w których często pojawia się temat kupowania samochodu. Kiedy go poznałem, rozmawialiśmy o samochodach, wiozłem go wtedy, zresztą razem z jego obrazami, moim mercedesem combi. Później, kiedy kupiłem sobie Carrerę, to oczywiście go przewiozłem. Mówił potem, że to zmieniło jego podejście do samochodów. Ja sam nigdy nie jeździłem sportowym samochodem, dopóki nie miałem własnego. Może dlatego, na tym zdjęciu jest Sasnal i Carrera, młody malarz, który myśli o kupnie samochodu, o tym o czym w jego wieku marzył starszy kolega, malarz Dwurnik.

BC.: Ile obrazów trzeba sprzedać, żeby kupić taki samochód?

ED.: 20.

BC.: A ile trzeba najpierw namalować ?

ED.: Co najmniej 2500.

BC.: Wracając do Sasnala i jego zainteresowań samochodami, przypominasz sobie jego wystawę w Galerii Foksal, projekcję przedstawiającą katastrofy samochodów, ale samochodów zabawek ?

ED.: Tematy dręczące Sasnala, skoro nie ma luksusowego samochodu, to przynajmniej zabawkę może wysadzić w powietrze Ale oczywiście, te zabawki to już nieco inna historia.

BC .: A Twój pierwszy samochód ?

ED.: "Garbus".

BC.: Też pojawia się na fotografii (w katalogu wydanym przez Muzeum w Bydgoszczy) a właściwie dwa "garbusy", stary i nowy

ED.: Przez moment miałem dwa "garbusy". Stary, chyba z 1965 roku i drugi, nowy już z dwunastowoltową instalacją elektryczną.

BC.: A w międzyczasie, pomiędzy garbusami a Carrerą ?

ED.: Dwa razy Golf, później był Pasat, Mercedes 190, przez krótki czas miałem Opel Corsa, potem Mercedes C 240, Mercedes klasy A i Carrera 911.

BC.: Chyba coś pominąłeś małego Fiata, pamiętam że kiedyś miałeś małego Fiata.

ED.: Nawet dwa, pierwszy, po to, żeby mieć więcej talonów na benzynę. Jak pamiętasz, benzyna była reglamentowana i wyliczana na pojemność samochodu, więc miałem dwa samochody, żeby chociaż w jednym mieć pełen bak. Nie lekceważyłbym małego Fiata. Kiedyś właściciel małego Fiata to była ważna persona. Mały Fiat był jak uzupełnienie, niemal część rodziny: młode małżeństwo i mały "fiacik". Później był duży Fiat 125 P. To już był wyższy szczebel, na przykład lekarz z rodziną. Potem pojawiły się Polonezy, no to już była prawie elita. A w międzyczasie w Peweksach zaczęły być dostępne zachodnie marki samochodów i można było kupić Volvo albo Volkswagena. W Peweksie (czyli w polskim sklepie, w którym kupowało się za zachodnie waluty) również ja kupiłem swój pierwszy nowy samochód. Polska myśl techniczna mnie nie przekonywała. Zresztą, czułem się bardziej artystą niż patriotą i wolałem kupować takie kultowe samochody jak "garbus" czy Golf.

BC.: Artyści i kultowe rzeczy, jak artystycznie to i kultowo?

ED.: Kult "garbusa" i Porsche był bardzo popularny w latach 70., pamiętam, że czerwoną Carrerą jeździła np. Maryla Rodowicz.

BC.: To już bardziej estradowo. A obecnie, jakie samochody są dla Ciebie kultowe?

ED.: Oczywiście Carrera, to mój wielki grzech, ale najbardziej irytują mnie grzechy japońskiej i koreańskiej motoryzacji. Zmieniły się marki samochodów, ale cały czas są one wyznacznikiem hierarchii społecznej, ekonomicznej; różne grupy stylizują się na różne samochody. W kręgach mieszczańskich prestiż daje posiadanie Volvo albo Mercedesa. A w środowiskach bussinesu to już musi być co najmniej Audi, a najlepiej samochód terenowy (wszystko jedno jaki, byle z szeroką oponą, jakieś wielkie bydle).Bussinesmeni z pierwszej pięćdziesiątki muszą się pokazywać w sportowych samochodach, Ferrari, Renault Alpine i Carrera koniecznie Turbo, mnie na taką nie stać. Wybór samochodu to jak deklaracja przynależności. Na przykład, BMW to jest pozowanie na gangstera, "beemka" i ciemne szyby, to moda na Perschinga. Zauważyłem, że jest coraz więcej zakładów usługowych, które na życzenie przyciemniają szyby w samochodach. Nawet w małym Fiacie można sobie przyciemnić szyby, chłopak się odpowiednio ostrzyże, założy ciemne okulary i jadąc do szkoły, udaje syna mafioza.

BC.: Cofnijmy się jeszcze do czasów sprzed Małego Fiata. Na Twoich wczesnych obrazach pojawia się taki legendarny samochód Syrenka.

ED.: Syrenka to był chyba drugi wytwór polskiej motoryzacji, najpierw był tzw. "Mikrus" (kuriozalny samochód z krzywymi kołami). Syrenka i lata 60., samochód, który zadowalał gusta lekarzy, inżynierów, czyli tzw. budżetówki. Za Syrenkę można było umrzeć. Mój daleki znajomy z Otwocka wpadł na drzewo i rozbił Syrenkę. Z rozpaczy od razu się powiesił na pasku, na tym, samym drzewie.

BC.: Samochód jest kluczowym elementem historii namalowanej na obrazie z serii "Wyliczanek", zatytułowanym "Prawdziwa historia z Otwocka w 27-u odsłonach, czyli 17/40 (on 17, ona 40 lat)".

ED.: To autentyczna historia o pani lekarce, która uwiodła siedemnastoletniego ucznia. Ona miała 40 lat i samochód, ale mimo upojnych nocy nie chciała dawać tego samochodu swojemu kochankowi, który musiał nad ranem wracać do domu autobusem. Biedakowi nie pozostało nic innego, jak wysadzić ją w powietrze. Kupił pod Pałacem Kultury od rosyjskiego żołnierza specjalne urządzenie z odpaleniem radiowym, odpalił i wysadził ją w powietrze. Po czym wsiadł do mercedesa, rozpędził się i rozbił na drzewie.

BC: W serii "Wyliczanek" namalowałeś obraz "100 polskich kotów" i "92 polskie psy", ale na żadnej z opublikowanych fotografii nie pokazałeś się z psem albo kotem.

ED.: Dawniej, kiedy mieszkałem Józefowie i w Międzylesiu, zawsze był jakiś pies. Nawet później, mieszkając w bloku mieliśmy przez pewien czas psa. Wyżła, z którym trzeba było chodzić na strasznie długie spacery. Potem mieliśmy basseta, który wyjadał Poli, mojej córce, pastelowe kredki i później robił kolorowe kupy wokół domu. Jeśli chodzi o koty, to był jeden jak mieszkaliśmy w Międzylesiu. Wytresowaliśmy go i chodził po sztalugach, ze sztalugi na sztalugę. Niestety, wpadł pod samochód...

Bożena Czubak: Skąd się wziął pomysł na "Wyliczanki", obrazy na których wyliczasz różne osoby, żołnierzy, polskich aktorów, polskich muzyków, polskie psy i polskie koty.

Edward Dwurnik.: To bardzo banalny sposób zestawiania, wzięty z typowej planszy dydaktycznej. Kiedyś w Paryżu widziałem bardzo piękne plansze z różnymi owocami, warzywami, rybami, statkami, samochodami. Dla mnie to prosty sposób na przedstawienie jakiejś ilości rzeczy, faktów, osób, np. śliwek albo męczenników. Maluję ich rzędami, po kolei, jeden po drugim, każdy ma swoje poletko i każdy ma swój odpowiednik w mojej wyobraźni, czyli odniesienie do jakiejś konkretnej osoby.Malując czwarty czy piąty obraz, zacząłem już na płótnie przedstawiać konkretne postaci, często podpisane imieniem i nazwiskiem, na przykład obrazy "138 polskich artystów malarzy" i "155 plastyczek polskich" to już konkretne osoby, wszystkie podpisane nazwiskami. Użyłem określenia plastyczki, bo kiedy zacząłem wyliczać malarki, to doszedłem tylko do 50. Później musiałem się posiłkować jakimiś starymi katalogami. W końcu rozszerzyłem tą wyliczankę na artystki różnych dyscyplin, włączyłem rzeźbiarki, performerki, graficzki, tak że doszedłem do 150 postaci. Ale te obrazy mają otwartą formułę, ponieważ dochodzą nowe, zapoznane artystki, czy artyści. Wtedy ich wymieniam, wpisuje nowe nazwiska a stare, jakieś nie znane mi postaci wyrzucam.
Najwięcej zmian wprowadziłem w obrazie wyliczającym przedstawicieli kultury polskiej, czyli "450 Kamieni Szlachetnych". Na początku się rozszalałem i później zaczęło mi brakować miejsca, więc musiałem powyrzucać sporo osób. Na ich miejsce weszły inne, bardziej przekonujące. Ostatnio wymieniłem Falandysza, który okazał się bardziej politykiem, na Nahornego. |Na tych obrazach jest jak w życiu, jedni odchodzą, drudzy przychodzą.

BC.: Zapewne spotkałeś się z różnymi reakcjami, komentarzami osób, których nazwiska widnieją na tych obrazach.

ED.: Kobiety na ogół przymykały oko na to, że są np. brzydkie albo źle ubrane. Były zadowolone że w ogóle są. Dużo śmieszniej było z mężczyznami, zazwyczaj mieli tą samą uwagę: "nie rozumiem, dlaczego namalowałeś mi takiego małego fiuta, ależ musisz mi go powiększyć ! ". I czasami powiększałem.

BC.: Wróćmy do początków, pierwsze "Wyliczanki" to "154 Męczenników" i "164 Męczennice".

ED.: Na tych obrazach jeszcze nie było podpisów, ale myślałem o konkretnych osobach. Męczennicy są strasznie umęczeni, wszyscy z penisami na wierzchu, wszyscy trzymają się tych penisów i męczą się z nimi. Nic innego nie potrafią robić, o niczym innym nie potrafią myśleć, całe ich życie obraca się wokół tej męki. Męczennice też się trochę męczą ale już inaczej, bardziej metafizycznie. Niektóre mają spuszczone majtki, ale w większości są okryte sukienkami.

BC.: Według Ciebie, kobiety są bardziej metafizyczne w swoich rozterkach ?

ED.: Kobiety są wewnętrznie bardziej skomplikowane niż mężczyźni, którzy tylko się obnoszą z tymi swoimi fujarkami.

BC.: Na jednym z obrazów wyliczyłeś kobiety swojego życia.

ED.: Przedstawiłem kobiety, które były wokół mnie i które towarzyszą mi do dzisiaj. Oczywiście, zaczyna się od mojej matki, siostry, sąsiadki, koleżanki z przedszkola, ze szkoły podstawowej. Tak jak je zapamiętałem, albo może wydawało mi się, że zapamiętałem. Opisałem je imieniem i pierwszą literą nazwiska. To nie są tylko kochanki czy nauczycielki, wyliczyłem kobiety, które były mi pomocne i które mi przeszkadzały, te z którymi byłem zaprzyjaźniony i te, których nie lubiłem. Niektóre z nich pojawiają się po kilka razy. Rzecz jasna, moja żona, Teresa pojawia się wielokrotnie. Bo odkąd ją poznałem wiele razy się zmieniała, podobnie moja córka, Pola.

BC.: Kobiety na Twoich obrazach to także czarownice. Wyliczyłeś ich 122.

ED.: Wymyślałem różne tortury dla kobiet - czarownic. Pewna malarka, powiedziała mi, że dla niej największą karą byłoby wrzucenie do wody w worku z kotami. Więc namalowałem, jak wrzucają do rzeki czarownicę zapakowaną do worka razem z kilkoma kotami. Namalowałem krojenie, wieszanie, tortury na różnych wymyślnych przyrządach. Koledzy z "Artu" na Krakowskim Przedmieściu podsuwali mi różne pomysły na męczenie czarownic. Spisywałem je i później malowałem.

BC.: Sposoby na męczenie kobiet.

ED.: Męczenie kobiet-czarownic. Ja jestem bardzo zabobonny. Moja żona nie może przy mnie rano zakładać rajstop, bo wtedy wiem, że będzie deszcz padał. To już jest rodzaj czarowania i kobieta zamienia się w czarownicę. Unikam np. zakonnic przechodzących przez jezdnię, na pewno nie pojadę drogą, którą one mi przeszły. Pojechałbym dalej i za rogiem rozwaliłbym samochód. Zakonnice też mogą być czarownicami. Powinno się je wyłapywać i od razu na stos.

BC.: Nie jest to sposób, żeby pomęczyć jakieś kobiety, które zalazły Ci za skórę?

ED.: Oczywiście. Wszędzie jest pełno czarownic, w różnych instytucjach, galeriach, muzeach.

BC.: Mężczyźni tez pracują w tych instytucjach.

ED.: Mężczyźni nie mają nic do powiedzenia, są podporządkowani tym czarownicom. Mają swoje fujarki i są sfrustrowani. Dlatego czarownice tak szaleją.

BC.: Mężczyźni to na przykład żołnierze w ślicznych mundurkach.

ED.: Żołnierze w pięknych mundurach różnych formacji, są też piraci i tajniacy. Ale pośród "150-ciu Żołnierzy" są też kobiety, żołnierki, sanitariuszki.

BC.: Mężczyźni zdecydowanie dominują pośród "200-u powieszonych komunistów" i "200-u powieszonych faszystów".

ED.: Wszystkich powiesiłem, faszystów za nogi, tak jak Mussoliniego powiesili. A komunistów tradycyjnie, za szyje i najlepiej na latarniach..

BC.: Na obrazie wyliczającym "163 rzeźbiarzy polskich" wszyscy oddają się tej samej czynności.

ED.: Wszyscy sikają. Jeszcze, kiedy studiowałem na Akademii rzeźbiarze wydawali mi się takimi prostymi facetami, zachowującymi się dość brutalnie. Wobec tego, wpadłem na pomysł, żeby sobie nawzajem sikali na buty. Myjak sika na Pastwe, Pastwa na Myjaka. Kwiek sika na Rząse, Rząsa na Hasiora, Hasior sika na Beresia, Bereś na Janiaka, itd. Wszyscy stoją w rzędach i z przyjemnością oddają się tej czynności.

BC.: A jak malarz Dwurnik przedstawił innych malarzy?

ED.: Malarze mają swoje kostiumiki, pelerynki, berety, różne ubranka i uniformy. Mają też swoje atrybuty, pędzle, obrazki, palety i krzyże. Na ogół ich znałem, więc trochę siebie przypominają. Zacząłem od Brzozowskiego i Kantora, skończyłem na Witkacym i Matejce.

BC.: Jeden z obrazów jest o Tobie, wyliczasz na nim grzechy swojego życia.

ED.: Wyliczanka moich grzechów zaczyna się od tego, że się urodziłem w kapeluszu (czyli w czepku). Najpierw kradłem numerki w szatni przedszkolnej, bo na nich były ładne obrazki i wyszła z tego straszna afera. Później podkładałem kamienie pod kolej w Józefowie, mało brakowało, żeby kolejka do Otwocka się wykoleiła. Dalej jest o tym, jak powiesiłem kota. A drugiego kota rzuciłem psu na pożarcie, może myślałem że się zaprzyjaźnią ale pies natychmiast zagryzł kota. Kolejne grzechy to podkradanie jabłek sąsiadowi, podglądanie siostry. Potem są bardziej współczesne historie, np. "zrobimy porządek w burdelu", czyli grzeszne marzenie, żeby wjechać czołgiem do zatłoczonego miasta. Jest też o grzechu czytania gazet, pod hasłem "gazety to psy" namalowałem sikanie na gazety.

BC.: A inne hasło: "sądy to mądre instytucje" ?

ED.: Wiadomo, że sądy to mądre instytucje, ale czemu by ich nie spalić i nie wprowadzić innych, np. z prawem muzułmańskim?

BC.: A złe obrazy, to też Twoje grzechy?

ED.: Oczywiście, malowałem złe obrazy. Co gorsza, te które zostały sprzedane, wymknęły mi się spod kontroli. Nie mam już na nie wpływu, nie mogę ich zniszczyć ani przemalować.

BC.: Często niszczysz obrazy ?

ED.: Tak, zniszczyłem bardzo dużo złych obrazów, przetrwały tylko w dokumentacji. Ostatnio sprawia mi to przyjemność, może to też jest grzech.

BC.: Zdarzyło się, że odkupiłeś obraz po to, żeby go zniszczyć?

ED.: Ostatnio wymieniłem na inny, ten poprzedni natychmiast zniszczyłem.

BC.: A inne grzechy malarza, oprócz złych obrazów?

ED.: Przede wszystkim to malować złe obrazy, chociaż jeszcze gorszym, śmiertelnym grzechem jest uwierzyć i upierać się, że to dobre obrazy...
 
      
 
 
Zaloguj/Zarejestruj
Instytucja kultury Miasta Gdańska